Kraina deszczowców wcale nie wdaje nam się we znaki. Pogoda jest piękna, ciągle świeci słońce i jest ciepło. Tak bardzo obawiałam się ...

Goście, Goście... kogo można spotkać w domu w Walii?

0 Comments


  Kraina deszczowców wcale nie wdaje nam się we znaki. Pogoda jest piękna, ciągle świeci słońce i jest ciepło. Tak bardzo obawiałam się tej aury przed przyjazdem, że bardzo miło się rozczarowałam. Wprawdzie nie wiem jak będzie kiedy rozhula się jesień, ale obecnie jest fantastycznie i życzę sobie takiej pogody codziennie. Jednakże jesień przyjdzie i jest to więcej niż pewne. W związku z tym życzliwi ostrzegają przed zmorą brytyjskich wysp, o której nawet mi przez myśl nie przyszło. Naprawdę nigdy nie słyszałam, żeby ktokolwiek narzekał na to, co dzieje się po ochłodzeniu powietrza. Otóż kiedy na dworze robi się zimno, a w domach jest znacznie cieplej przywędrowują niechciani - a jakże, goście. Obleśne i zdecydowanie większe niż chciałby ktokolwiek glądać, włochate i megaszybkie pająki.  Podobno bardzo ciężko je złapać i są wielkości niecałej dłoni. Wchodzą oknami, szparkami i innymi cienkimi zakamarkami. Niemal każdy już takiego widział, ale ja jeszcze nie, i nie chce! nigdy.  Usłyszałam o sposobie z kasztanami. Obrane kładzie się na oknach i innych miescach gdzie mogą przejsc. Podobno to działa, więc pozbierałam kasztany i to już było wyzwanie, bo pod kasztanowcami same skorupki i zdechłe liście... ktoś mnie uprzedził.

  Drugą zmorą są być ślimaki. Wielkie, obślizgłe i nie mają skorupek. Kiedy Kasia mi o tym opowiadała uśmiałam się mówiąc, że u nas na Koronowskiej też było ich pełno. Niektóre były śliczne, centkowane. Napradę uważałam, że są śliczne, wyjątkowe.
Aż do momentu kiedy wróciliśmy do domu... Zdjęłam buty by ubrać kapcie, normalna sytuacja, prawda? Z tym, że kiedy ubierałam pierwszego musiałam postawić nogę na podłogę i wtedy ŚLISK! Fuuuuuj!!!! AAAAAAA! !!!!!!   W coś wlazłam, to się ruszało, wiło i pewnie płakało. Szlam przykleił  mi się do białej skarpety. to był wielki ślimak bez skorupy! W moim domu! NA dywanie, koło schodów! Tak daleko od wejścia!  Jak to?? W pierwszym momencie nawet pomyślałam, ze to kiełbasa. W pół martwego ślimaka wyniósł Artur na dwór. Skarpety nie mogę doprać do dziś, chyba będę musiała ją wyrzucić. Koniec świata.
  Następnego wieczoru śmiałam się, że jak będzie znowu ślimak to zwiariuję. Przecież to by było takie "śmieszne". To nie mogło się powtórzyć. Jednak zapobiegawczo nie ściągnęłam od razu butów, tylko rozświetliłam schody. A tu... AAAAAAAAAAAAA! Jednen, dwa!!! trzy! ślimaki aaaaa! Jak to, łażą sobie jak gdyby nigdy nic i smrodzą mi mieszkanie! O! jeszcze jeden chodzi po drzwiach "magazynowych". Oczywistością było, że wyłażą przez szczeliny, które gdzieś tam muszą być. Artur wywalił ślimaczory  na zbity pysk, a ja bezzwłocznie zatamowałam im przejście do Misiowego Zakątka papierem kuchennym. We wszystkie szczeliny wepchnęłam go ile mogłam. Nie ma  wchodzenia!! I przysięgłam sobie, że jak jeszcze raz mi jaki na chałupę wbije, to wysypie soli i będę wieszać głowy z czułkami na wykałaczkach dla ostrzeżenia! Tu nie ma miejsca na taką przyjaźń. ;))

PS. Do te pory żaden nie zdołał przecisnąć się przez mój mur obronny.
PS2. Teraz defensywa osiągnęła poziom PRO. Zakleiliśmy z Artim wszystkie szczeliny w drzwiach, teraz nie przeciśnie się nie tylko ślimak, ale i zimne powietrze. Znacząca różnia.


TaK prezentuą się zamknięte wrota. Nie ma przejścia dopóki strażnik Teskasu nie otworzy! :)




You may also like

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.